Rzetelność tzw. prawicowych publicystów jest powszechnie znana. Wszak media mniej lub bardziej ściśle związane z PiS, w których udzielą się tuzy prawdziwie polskiej sztuki dziennikarskiej same o siebie reklamują, jako te, które informują kiedy inny kłamią. Ta swoista emanacja tak zwanej polskiej prawicowej ideologii daje dość ogólny pogląd na to, jak bardzo przeżarte jest to środowisko delikatnie mówiąc paradoksami. Pierwszy z brzegu przykład-prezes prawicowej, głośno mówiącej o patriotyzmie partii, której członkowie nazywają Unię Europejską „burdelem”, a następnie maszerują pod sztandarem „Konzentrationslager Europa”, staje obok człowieka sławiącego mordercę Polaków i wzywa Ukraińców do dążenia do UE. Mało? Lećmy dalej. Cała prawicowa nazwijmy to publicystyka, jednym głosem krzyczy, że Unia Europejska idzie na pasku Rosji w sprawie Krymu. Ale nigdzie, na żadnym portalu prawicowym nie ma nawet wzmianki, że idol polskie tzw. prawicy Viktor Orban, dostał wczoraj od Putina 10 mld kredyt i to w sytuacji, gdy jest on (Orban) wyjątkowo powściągliwy w sprawie Krymu. Ani słowa, nie mówiąc już o krytyce. Cóż, polska tak zwana prawica od zawsze działała na korzyść Rosji. Być może nieświadomie, ale jednak. Już od Dmowskiego, który przecież był posłem rosyjskiej Dumy, a potem skutecznie zniweczył zwycięstwo w wojnie z 1920, do Rydzyka, który w niejasnych okolicznościach otrzymał zgodę na nadawanie z terytorium Federacji Rosyjskiej. Warto się zatem się przyglądać, jak Budapeszt zamienia się w małą Moskwę, bo są w Polsce tacy, którzy już obiecali nam drugi Budapeszt.
